W minioną sobotę przypadkowi przechodnie znaleźli leżącego przed chodzieskimi Łazienkami mężczyznę. Właściciele hotelu przykryli go kocem i, jak mówią, ochronili przed padającym deszczem. Wezwano pogotowie. Po kilkunastu minutach oczekiwania kolejne telefony - na numer alarmowy 112 i policję. Tam usłyszeli, że muszą czekać.
- Pan był przytomny, bo próbowałam z nim nawiązać kontakt. Leżał na boku i bałam się cokolwiek więcej zrobić, bo wiem, że w takich sytuacjach nie powinno się ruszać poszkodowanego - tłumaczy Katarzyna Balicka, właścicielka restauracji, przy której znaleziono mężczyznę.
Mąż kobiety zrobił zdjęcie leżącemu mężczyźnie i opublikował na Facebooku. Liczył, że może to przyspieszyć przyjazd ambulansu. Tak się jednak nie stało. Medycy odpierają zarzuty. Twierdzą, że karetkę wysłano od razu po przyjęciu zgłoszenia.
- Sprawdziłem sobie tę informację, jak ona wygląda od strony dokumentacji, którą sporządzamy wspólnie z dyspozytorami. Od momentu przyjęcia wezwania przez zespół, który w Chodzieży stacjonuje do momentu przybycia minęło dokładnie 12 minut - przekonuje Stanisław Jarosz – koordynator zespołu ratownictwa medycznego w Chodzieży.
Skąd więc taka rozbieżność? Nie wiadomo ile trwała rozmowa zgłaszającego z dyspozytorem. Być może to ona sprawiła, że czas przyjazdu ambulansu znacznie się wydłużył.
Komentarze